Zwycięskie opowiadanie mojego syna
Dla wszystkich zaciekawionych jak udało się wygrać konkurs ogólnopolski, wklejam opowiadanie Janka:
W mojej
drużynie byli: Pelle, Johan i Niklas. Przeciwko nam grały
dziewczyny: Tjorven, Stina, Teddy i Freddy. Już mieliśmy zacząć
grać, kiedy Tjorven stwierdziła, że to jednak niesprawiedliwe,
żeby wszyscy chłopcy byli razem i że ona domaga się dołączenia
do ich drużyny wujka Melkera. Jak Tjorven czegoś chce, musi tak
być. Melker został przydzielony do drużyny dziewczyn. Mecz był
bardzo wesoły i skończył się sprawiedliwym remisem 2:2.
Po meczu czekały na nas pyszne ryby złowione przez narzeczonego Malin – Pettera. Zwykle nie przepadam za rybami, ale w towarzystwie dzieci z Saltkrakan wszystko smakuje lepiej. Śmiechy i przekomarzanie trwały długo. Zasnąłem szybko.
Zamknąłem
książkę „Dzieci z wyspy Saltkrakan”.
- Ale
fajna rodzina – pomyślałem. Super by było móc spędzić z nimi
wakacje, na pewno bym się nie nudził. Szkoda, że to niemożliwe…
- Nic
nie jest niemożliwe, jeśli masz wyobraźnię – usłyszałem w
swoje głowie. - Zapraszamy Cię do nas, teraz!
- To chyba jakiś żart. Coś mi gada w głowie… Nagle
jakaś niewidzialna siła zakręciła mnie z krzesłem i porwała do
góry. Wtedy zauważyłem, że w ręku trzymam plecak. Otworzyłem
jedną z jego kieszeni i mało nie zemdlałem… Były tam dwa tuziny
różnych potraw: od kanapek, przez jajka, do płatków z mlekiem.
Wybrałem i zjadłem to, co lubię najbardziej. Nawet w
nadzwyczajnych okolicznościach warto być dobrze najedzonym!
Otwierałem kolejne schowki, a w nich znalazłem: zegarek, telefon i
globus. Ten ostatni świecił i pokazywał miejsce, w którym
aktualnie byłem. Przemieszczałem się bardzo szybko. Ogarnęła
mnie senność i ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałem, było to,
że krzesło zmieniło się w wygodne łóżko.
Kiedy
się obudziłem, okazało się, że znów siedzę na krześle. Tylko
że ono stało na… dachu! Wziąłem do ręki globus, żeby
zorientować się, gdzie jestem, a on podświetlił mi Szwecję!
Chwila, chwila, czy to nie o niej czytałem niedawno książkę?
Życie lubi płatać figle, ale czy aż takie? Poczułem, że dach
zaczyna się ruszać. Strach mnie ogarnął. Ostrożnie wstałem z
krzesła, żeby nie spadło i się nie połamało, bo może mi się
jeszcze przydać w dalszej podróży. Zsunąłem się z dachu po
rynnie i wtedy podbiegł do mnie chłopiec, który wyglądał
znajomo.
-
Pelle? – zapytałem nieśmiało.
- No
pewnie, że Pelle. (Dziwne, ale on mówił do mnie po polsku!) A Ty
myślałeś, że kogo zobaczysz? Świętego Mikołaja? Przecież
trwają wakacje! Fajnie, że wpadłeś. Wysyłamy zaproszenie do
każdego, kto przeczyta książkę o nas, ale niewielu ma
wystarczająco dużo wyobraźni, by na nie odpowiedzieć.
- O rety! To się dzieje naprawdę? To niesamowite!! – pomyślałem.
Zobaczyłem,
że mam dwa breloczki przyczepione do plecaka. Na jednym z nich był
napis „odczep, zanim użyjesz”, a na drugim „bramki do piłki
nożnej”. W plecaku pojawiła się równie niespodziewanie piłka.
Pelle zaprosił mnie do swojego domu. Wyglądał dokładnie tak jak w
książce, byłem pewien, że to Zagroda Stolarza. Malin - to musiała
być ona – od razu zapytała, czy nie jestem głodny i zanim
zdążyłem odpowiedzieć, postawiła przede mną mleko, ser i chleb.
Wcinałem, aż mi się uszy trzęsły. Po posiłku poprosiłem
Pellego, żeby zawołał resztę dzieci. Bardzo chciałem je poznać.
Za chwilę stali przede mną jak żywi: Johan, Niklas, Tjorven,
Stina, Teddy i Freddy.
-
Zagracie ze mną w piłkę? – zapytałem, jakbyśmy znali się od
zawsze. Atmosfera wyspy i tego domu sprawiła, że poczułem się
jego częścią.
-
Możemy zagrać – odpowiedziała odważnie Tjorven. – Lubię
ciekawe zabawy.
Szybko
dobraliśmy składy, a potem wytłumaczyłem wszystkim przepisy. Tak
na wszelki wypadek, bo w czasach Astrid Lindgren Szwedzi nie słynęli
z dobrej gry w piłkę nożną (a Zlatana Ibrahimovica jeszcze nie
było na świecie). W swoim plecaku znalazłem rolkę z liniami
boiskowymi i dwie pary rękawic bramkarskich. – Czyżby ten plecak
czytał w moich myślach? Odczepiłam breloki od plecaka i przed nami
pojawiły się dwie pełnowymiarowe bramki do piłki nożnej!
źródło zdjęcia: Pixabay |
Po meczu czekały na nas pyszne ryby złowione przez narzeczonego Malin – Pettera. Zwykle nie przepadam za rybami, ale w towarzystwie dzieci z Saltkrakan wszystko smakuje lepiej. Śmiechy i przekomarzanie trwały długo. Zasnąłem szybko.
Gdy się
obudziłem, było jeszcze ciemno. W rękach znów miałem plecak z
globusem, który teraz wyraźnie pokazywał mi Warszawę. Ach, jaka
szkoda, że musiałem już wracać - przemknęło mi przez myśl.
Chętnie zostałbym w Saltkrakan jeszcze kilka dni.
- O,
przede mną jest mój blok. I otwarte okno, a ja lecę na krześle.
Czy nie wpadnę na biurko przy lądowaniu? Uff, wylądowałem
idealnie tam, gdzie rozpoczęła się moja niezwykła podróż.
Energicznie wstałem z krzesła i odłożyłem plecak na miejsce. Był
pusty… Zorientowałem się, że czas kłaść się spać, bo jutro
pierwszy dzień szkoły. Wakacje właśnie minęły.
Rano
byłem tak nieprzytomny, że gdyby nie interwencja taty, poszedłbym
na rozpoczęcie roku w piżamie. Dobrze, że pierwszego dnia nie ma
żadnych kartkówek, bo z pewnością wszystko bym pomieszał
Doszedłem
do wniosku, że jeśli to był sen, to ma gwarantowane pierwsze
miejsce na mojej osobistej liście snów. A jeśli nie, ta podróż
była wyjątkowa i nie zapomnę jej nigdy. Ciekawe jakiej książki
Astrid Lindgren jeszcze nie czytałem? Może następna będzie równie
wciągająca, kto wie?
Komentarze
Prześlij komentarz