Miałam dziś w nocy sen: Robiłam zakupy w sklepie osiedlowym. Kupowałam zwykłe rzeczy: chleb, mleko, itp. Podeszłam do kasy przekonana, że wydam około 50 zł. W tym momencie kasjerka poinformowała mnie, że w ramach rewelacyjnej promocji mogę dostać rabat w wysokości 150 zł! Otworzyłam buzię ze zdziwienia. Przecież wartość swoich zakupów oszacowałam dużo niżej. 
- Proszę Pani, nie dla mnie ta promocja. Nie wydaję tak dużo.
- Zaraz policzę Pani zakupy i zobaczymy: - Widzi Pani, rachunek wyniesie 600 zł minus 150 zł promocji, ma Pani więc do zapłacenia jedynie 450 zł. Czyż to nie wspaniała wiadomość?
Totalnie mnie zatkało w tym śnie.
- Pani chyba żartuje - odezwałam się zdecydowanie. Absolutnie nie zapłacę takiej kwoty za mleko, sery, masło i chleb!
Kasjerka zaczęła się histerycznie śmiać: Wszyscy tak płacą, a Pani nie chce?
Pozostali ludzie z kolejki również patrzyli na mnie z wyrzutem. Zostawiłam zakupy i uciekłam ze sklepu...

Wtedy się obudziłam. Mocno zdenerwowana i roztrzęsiona snem. Zaczęłam się zastanawiać, co on może oznaczać. Po chwili przyszło wytłumaczenie: Sklep to współczesny świat, który mami i kusi promocjami, bajkami o szczęściu bez wysiłku i cierpienia. Wybieramy z półek to, co nam odpowiada, a kiedy podchodzimy do kasy okazuje się, że słono musimy za ten wybór zapłacić. Płacimy samotnością, depresją, rozwodem, pustką, porzuceniem... Piekłem.

Odebrałam ten sen jako ostrzeżenie, by tegoroczny Adwent nie zamienił się w pogoń za dobrami materialnymi, prezentami (a nie wszystkie jeszcze kupiłam). Szybko zerwałam się z łóżka i pobiegłam na Roraty z całą rodziną. To przywróciło mi spokój...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O "Okruchach" w Wielkim Poście...

Taki zwykły ten dzień?