Po co nam uczucia?

Dziś wracam do książki, której pierwsza odsłona na blogu już była.
"Jak współpracować z łaską?" Moniki i Marcina Gajdów zabiera mnie dalej w krainę uczuć. Trochę się bałam tej podróży, bo nie każde z uczuć jest przyjemne w analizowaniu. Ponieważ jednak Adwent zaprasza szczególnie do pracy nad tym, co trudne, "wzięłam byka za rogi".


"Uczucia nie mówią nam o tym, co mamy robić, ale informują o tym, co się w nas dzieje."

No właśnie, tylko, co z tą wiedzą robić, kiedy zalewają mnie tzw. trudne emocje: gniew, zniechęcenie? Autorzy podpowiadają, żeby pierwsze uderzenie przeczekać. W moim przypadku wygląda to tak, że mówię dzieciom: "Daj mi chwilę, bo powiem coś, czego potem będę żałować". Starszy rozumie to lepiej, młodsze nie zawsze, ale kobieca intuicja podpowiada córkom, że mamę warto na moment zostawić. I jeśli taką chwilę samotności i refleksji uda się wygospodarować, można po niej wrócić do życia z chłodniejszą głową. Stephen Covey nazywa to z kolei "przyciskiem pauzy". Polecam używanie tego przycisku zwłaszcza w relacjach z dziećmi.

Drugim tematem, na który Monika i Marcin Gajdowie zwrócili moją uwagę w rozdziale o uczuciach jest tzw. "suwerenność emocjonalna", czyli dojrzałość w braniu odpowiedzialności za swoje emocje.

Istnieje 5 poziomów tej suwerenności:
1. podległość (ktoś nazywa mnie "głupkiem" i ja bez zastanowienia przyznaję mu rację)
2. wchodzenie w konflikt symetryczny ("sam jesteś głupkiem")
3. agresywne ignorowanie ("nie obchodzi mnie twoja opinia")
4. asertywność ("możesz myśleć o mnie, co chcesz, mam na ten temat odmienne zdanie")
5. miłość miłosierna - i to jest ten etap, który dla mnie łączy się ze świętością. Nie mogłam go pojąć do momentu, w którym przeczytałam książkę o księdzu Dolindo Ruotolo. Ten kandydat na ołtarze został w czasie swojego życia niesłusznie oskarżony przez bliskie sobie osoby. Co zrobił kiedy się o tym dowiedział? Poszedł i asertywnie je "ustawił"? Otóż nie! Pokłonił się przed nimi i prosił je o wybaczenie! Przecież to z ludzkiego punktu widzenia nienormalne, nieracjonalne... A jednak, efekt dało Boży. Wszystkie te osoby przeżyły głębokie nawrócenie i nie mogły oprzeć się działaniu świętości księdza Dolindo. Zło zwyciężył dobrem. Ile zyskałby świat, gdybyśmy okazywali sobie "miłość miłosierną"?

Może się uda, choć w ostatnim tygodniu Adwentu?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O "Okruchach" w Wielkim Poście...

Ojciec prać?