Jak można być szczęśliwym?

Czas zainaugurować cykl książek, które warto przeczytać, bo mogą wiele w życiu poukładać;) Mam w głowie taką myśl, że chciałabym, aby do tego bloga zajrzały kiedyś moje dzieci, gdy będą zbyt zbuntowane by słuchać wywodów mamy "w realu" i mam nadzieję, że ten post utrzyma ich uwagę;)

"Rozwój. Jak współpracować z łaską?" Autorzy to Monika i Marcin Gajdowie, psychoterapeuci od lat służący małżeństwom i chętnie zapraszani na wykłady przez różne grupy i ruchy katolickie.

Ja prawdziwe i fałszywe

Zacznę od tematu "ja prawdziwego" i "ja fałszywego", gdyż wydaje mi się on fundamentalny w zrozumieniu siebie i sposobu życia, jaki wybieramy. Autorzy wskazują, że większość z nas funkcjonuje na poziomie "ja fałszywego" to znaczy narzuca sobie pewne wyobrażenia o tym jacy jesteśmy i czego pragniemy. Chodzi o pewne mechanizmy obronne, które przyjęliśmy za swoje już w dzieciństwie, by bronić się przed bólem, odrzuceniem i przede wszystkim brakiem miłości. Dorastając, zamiast porzucić tę taktykę, jeszcze mocniej się w nią angażujemy, bo nadal boimy się pokazać prawdę. Prowadzi to do dwóch skrajnych postaw.

Wersja "smutna" i "wesoła" ja fałszywego

Pierwsza droga, którą wybieramy, to smutek, zamknięcie się, brak wiary w to, że coś nam się w życiu uda. Zaangażowanie się w tę postawę prowadzi do depresji.
Drugą maską, którą nakładamy na siebie, jest przesadna wesołość i bycie przysłowiową "duszą towarzystwa". Dużym zaskoczeniem było dla mnie to, że Monika i Marcin Gajdowie wskazali wyraźnie, że większość "celebrytów" to ofiary właśnie tej wesołej wersji "ja fałszywego". Ludzie, których często podziwiamy i których "przygody" śledzimy z zapartym tchem na plotkarskich portalach, są tak naprawdę skrajnie zagubieni i niepewni siebie. Kiedy znika błysk fleszy, pogrążają się w nałogach, rozpaczy, agresji.

Być jak Boże dziecko

Zaczęłam się więc zastanawiać jak odróżnić prawdziwą Bożą radość od sztucznej wesołości. I wtedy przyszły mi na myśl dzieci, które obserwuję wnikliwie od momentu kiedy zostałam mamą.
Są takie maluchy, które od pierwszych lat pragną być podziwiane. Robią wszystko, by cała grupa zwracała na nie uwagę: błaznują, głośno chichoczą, szturchają, krzyczą. Tak naprawdę jest to mocne wołanie o uwagę i znak, że brakuje im akceptacji ze strony najbliższych, dlatego szukają jej gdzie indziej.
Dla kontrastu: dzieci kochane i akceptowane, kiedy wchodzą w grupę rówieśniczą, wyzwalają u innych to, co w nich najlepsze. Są uważne i empatyczne, potrafią pocieszyć smutnego i radować się z zadowolonym. Najpierw obserwują, potem działają. Myślę, że to o nich Pan Jezus mówił: "Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego" (Mt 18,3).

To tylko mały fragment rozważań poruszonych w książce, będę do niej wracała. I bardzo polecam by umieścić ją na liście prezentów, które chciałoby się dostać od Świętego Mikołaja:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O "Okruchach" w Wielkim Poście...

Ojciec prać?